Podczas, gdy w komentarzach pojawiła się dyskusja, że organizacja wesela jest bez sensu, że to jedynie strata pieniędzy, stres, nerwy i kataklizm, ja już decyzję dotyczącą organizacji wesela mam dawno za sobą. I nie jest to wcale tak, że robimy wesele bo tak i choćby „skały srały” to je zrobimy. Decyzja o organizacji ślubu poparta została długimi przemyśleniami. Pojawiały się argumenty za i przeciw:
- marzenia ukochanej o TYM jednym jedynym dniu w życiu – można sobie prawić farmazony, że ten dzień wcale nie jest taki fajny, że to stres i zmartwienia, ale moim zadaniem w tym wszystkim jest sprawienie, żeby ONA zapamiętała ten dzień jako jeden z najlepszych w życiu
- niewielka (ale jednak) presja rodziców – tak, tak, to też dla nich. Mieszkając w górskiej wiosce, spróbuj sobie wyobrazić minę matki, która słyszy od jedynej córki, że wesela nie będzie – awykonalne! To samo tyczy się moich rodziców.
- wesele jest dla gości, nie dla młodych – i tak, i nie. Kwestia podejścia do tego typu wydarzenia. My jesteśmy ludźmi z natury wyluzowanymi, dlatego wiem, że będziemy się dobrze bawić w otoczeniu całej rodziny.
- jeszcze się taki nie urodził, co wszystkim dogodził – zgadzam się w pełni, ale jeśli ktoś marudzi po weselu – to jego sprawa, nie moja.
- i na koniec: to się nie opłaca, wesela się nie zwracają, wywalanie kasy w błoto itd. – w większości przypadków tak właśnie jest. Można jeszcze do tego dodać – lepiej odłożyć te pieniądze i mieć wkład na kredyt mieszkaniowy, albo co gorsza – zadłużyć się, wziąć kredyt, tylko po to, żeby się pokazać rodzinie. Jak już pisałem na tym blogu – my jesteśmy w mega specyficznej sytuacji, jednej na milion: mamy gdzie mieszkać, jesteśmy na swoim, w sumie mamy wszystko czego potrzebujemy. Żeby zrobić takie wesele o jakim marzymy nie musimy się zadłużać – finansujemy je sami, z własnych środków.Dzięki zapowiedzi rodziców obojga z nas o pokaźnym „posagu” finansowym nie trudno obliczyć, że nasze wesele się zwróci, być może z nawiązką.
Więc „Why not?”
Rodzina będzie szczęśliwa, wszyscy się pobawimy, będzie przepych, dużo żarcia i niezapomniane wrażenia na nowej drodze życia. Wtedy to na prawdę zacznie się nasza wspólna droga do miliona.
Ja ponadto widzę w tym jeszcze jeden malutki, osobisty cel. Dzięki organizacji wesela mam argumenty, dzięki którym moja luba oszczędza pieniądze razem ze mną. Mamy wspólny cel i do niego dążymy. Już teraz widzę jak bardzo podoba się jej rosnąca suma, jak cieszy się z mojej „gospodarności”, gdy pokazuje jej szacunkowe wyliczenia pt. ile uzbieramy przez 1,5 roku oszczędzania, ale nie biedowania. To nas jednoczy we wspólnym pilnowaniu bezsensownych wydatków – razem ustalamy miesięczny budżet i w sumie dobrze się przy tym bawimy. Jest moc!
Co o tym sądzisz?